Wszystkie historie zostały już napisane

Dawno temu, kiedy pisałem drugi tom „Felixa, Neta i Niki”, jednym z bohaterów uczyniłem sarkastycznego robota sprzątającego, który nie panował nad swoimi kompleksami wobec ludzi. Paradoksalnie to właśnie czyniło go bardziej „ludzkim”. Wymyśliłem tę postać, by w sposób karykaturalny pokazać pewne nasze przywary. Gdzieś tak pod koniec pisania olśniło mnie, że przecież to wcale nie jest oryginalne, bo Lem robił dokładnie to samo, choćby w Cyberiadzie. I co tu zrobić? Wywalić szkoda, przerabiać też szkoda. Z kłopotu wybawiły mnie kolejne skojarzenia podobnych postaci w literaturze i filmie, z R2-D2 na czele.

Wszystkie historie zostały już napisane. Jeśli tak podejdziemy do tematu, z góry skazujemy się na odtwórstwo. A jeśli zaprzeczymy, to jeszcze gorzej, bo popełnimy odtwórstwo nieświadome. Czy powinniśmy się tym przejmować? Nawet jeżeli jesteśmy skazani na powtarzanie schematów fabularnych znanych już na przykład z Odysei, to jednak napisana dziś opowieść będzie wyglądała zupełnie inaczej. Ot, malutka zmiana – dajmy Odyseuszowi telefon satelitarny. Nawet zachowując główne przesłanie historii, można ją opowiedzieć współcześnie, zmieniając tak, by nikt nie zauważył podobieństwa. Film Cast Away Roberta Zemeckisa opiera się na tym samym schemacie, choć pozbawiony jest klasycznego happy endu.

Ale czy Homer, jeśli w ogóle to on jest autorem Odysei, był na tyle genialny, że wymyślił ten schemat fabularny? Nie, schemat istniał wcześniej, bo przecież rozłąka, tęsknota i niepewność towarzyszyły wszelkim wyprawom wojennym czy handlowym. Geniusz Homera (o ile sam Homer rzeczywiście istniał) polegał na zauważeniu i wyodrębnieniu pewnych elementów rzeczywistości, uporządkowaniu ich i spisaniu sposób zrozumiały i atrakcyjny dla innych. Podobnie archetypy bohaterów nie zostały wymyślone z niczego, nie stworzono ich w przebłysku olśnienia. Archetypy wzięto z życia. Wystarczyło je dostrzec, rozróżnić i nazwać.

Czy to skazuje wszelkie próby zabłyśnięcia oryginalnością na porażkę? Czy brak stuprocentowej oryginalności przeszkadza w odbiorze dzieła? Może się wydawać, że stworzyliśmy zestaw klocków, z których da się ułożyć dowolne historie, dowolnych bohaterów, dowolne emocje. Ale, właśnie, wszystko z gotowych elementów, więc i liczba kombinacji pozostaje ograniczona. Czy to źle? Czy trzeba z tego powodu rozpaczać, że nawet najwybitniejsze dzieło zostało złożone według tych samych zasad? Absolutnie nie. Najlepsza whisky świata składa się z takich samych atomów co berbelucha czekoladowa „Jurny Stefan”. Cała różnica w tym, że te atomy są nieco inaczej poukładane. Również wielki malarz Vincent van Gogh w swoich Słonecznikach użył takich samych farb, co kiciarz van Clomp w obrazie Upadła Madonna z… Nie trzeba być wielkim znawcą malarstwa, bo dostrzec różnicę.

Dobrym przykładem są scenariusze filmowe, a już szczególnie scenariusze filmów akcji. Jeśli przeanalizować najlepsze filmy, da się w nich wskazać niepokojąco wiele wspólnych cech. Oczywiście szybko zostało to dostrzeżone przez producentów, więc już wiadomo mniej więcej, co sprawia, że film się podoba. Czyli że więcej może zarobić. Współczesna szkoła pisania scenariuszy wręcz wymaga od twórców wtłoczenia się w pewien szablon, gdzie konkretne punkty akcji są rozmieszczone z dokładnością do minut.

Znane porównanie struktury filmów Avatar i Pocahontas pokazuje, o co chodzi. Otóż największą różnicą między obydwoma filmami jest kolor skóry głównych bohaterów. Co było najpierw? Schemat idealny, który odkryliśmy metodą prób i błędów? Czy raczej stworzyliśmy schemat i się do niego tak bardzo przyzwyczailiśmy, że jeśli coś zanadto od niego odstaje, to nam zgrzyta w odbiorze? Jednoznaczna odpowiedź nie istnieje.

Co ciekawe, podział filmu na osiem sekwencji wziął się z uwarunkowań typowo technicznych. Dawno temu, gdy projektory filmowe były bardzo prymitywne, film odtwarzano z kolejnych szpul z taśmą. Szpule miały ograniczoną pojemność, co wymagało ich kilkakrotnej wymiany podczas seansu. Każda taka wymiana oznaczała krótką przerwę w projekcji. Trzeba było jakoś utrzymać zainteresowanie widza podczas tych przerw, czyli każda sekwencja powinna się kończyć wzrostem napięcia, które będzie rozładowane dopiero w następnej sekwencji. Coś jak nadużywany dziś cliffhanger. I choć obecnie podział na sekwencje jest niezauważalny dla widza, to ślad w strukturze scenariusza pozostał w postaci punktów kulminacyjnych.

Czy dla użytkownika samochodu typu grand tourer ma znaczenie, że pod maską pracuje taki sam silnik jak w roboczym pickupie? Raczej niespecjalnie. Liczy się to, jak ten samochód jeździ. Debiutujący w 2022 roku nowy SUV Alfy Romeo, model Tonale, jest samochodem o zacięciu sportowym. Tymczasem jego płyta podłogowa pochodzi z Jeepa Compassa, który ma ze sportem tyle wspólnego, co Winston Churchill. Konstrukcja w inżynierii pełni tę samą rolę, co w opowiadaniu historii – jest niezbędna, ale powinna pozostawać niewidzialna.

Być może wszystkie historie zostały już napisane, ale na pewno nie w taki sam sposób. Lepiej przyjąć, że kultura jest czymś, co narasta i kolejne jej warstwy są budowane w oparciu o to, co zostało stworzone przez poprzedników. Różnica między tworzeniem a odtwarzaniem jest niezauważalna, bo wszyscy obracamy się wśród tysięcy piętrowych wzorców, z których świadomie lub nie czerpiemy, bo bez tego czerpania nie zrobimy absolutnie nic – to niemożliwe. Po nas przyjdą kolejni (niekoniecznie bladawcy), którzy będą robić to, co my, tylko nieco inaczej. Oby lepiej.