Zostaliśmy już jako społeczeństwo zredukowani do czterech warstw, klas, grup, które negują wszystkie poprzednie klasyfikacje historyczne.

Pierwsza grupa ma wszystko głęboko i interesuje ją tylko błogostan, który kiedyś w trudniejszych czasach był nazywany dobrostanem. Ta grupa nie robi nic ponad to, co musi, aby przetrwać. Nie aspiruje, nie planuje, nie rozwija się, wegetuje. Głosuje.

Druga grupa dąży w kierunku wskazanym przez własną grupę, przez bezosobowy trend, czyli protestuje przeciw, aktywnie działa na rzecz, oburza się wobec, solidaryzuje się i się utożsamia. Szerszy horyzont jest dla jej mimowolnych uczestników niedostępny, bo zasłaniają go maszerujący obok.

Trzecia grupa indywidualistów patrzy na to z góry i zazdrości, bo ciut z tego wszystkiego rozumie, jednak instynktownie by chciała tak jednomyślnie endorfinowo przeć, protestować przeciw i się utożsamiać z, ale też widzi tę losowość destynacji, więc wiecznie pasuje i się dystansuje.

Czwarta grupa ma na wszystko programowo wyrąbane i czerpie gigantyczną energię (czyt. zyski) z rozpoznania zmiennych ruchów wszystkich powyższych grup. To klasa kłamców, którzy kłamią szczerze, bo dobrze wiedzą, że wszyscy powyżej tak naprawdę chcą być okłamywani. Prawda jest przecież najbardziej przerażająca.

Każda z tych czterech grup wyznaje inną moralność, więc i posługuje się innymi systemami wartości, które są nawzajem niewymienne.