Pamięć Niepewna

Pamiętam scenę z przedszkola: stołówka, wszyscy smętnie mieszają w talerzach barszcz czerwony. Smakuje jak i całe przedszkolne jedzenie, czyli paskudnie. Chyba nikt nie wspomina dobrze przedszkolnych obiadów (a już szczególnie szpinaku). Z przyjemnością jedzenia nie miało to wiele wspólnego, celem było przecież tylko pozostawienie pustego talerza. Nie zawsze udawało się osiągnąć cel. Tego dnia pewien chłopiec wyjątkowo nie mógł się zmusić do przełknięcia barszczu. Wszyscy już zjedli, czy też lepiej powiedzieć: opróżnili talerze, a on jeden nie. Gdy wszyscy wychodziliśmy ze stołówki, kierowniczka przedszkola stała nad chłopcem i mówiła „Zjesz albo się zrzygasz. A potem i tak zjesz”.

Ta scena to jedno z moich najstarszych wspomnień. Mały stolik w końcu sali przy oknie, chłopiec ma na sobie bordową koszulkę. Pani kierowniczka w granatowym swetrze i czarnej spódnicy pochyla się nad nim. W powietrzu wisi niewypowiedziana groźba, co się stanie, jeśli on jednak nie zje barszczu. Ta sytuacja prawdopodobnie nigdy nie miała miejsca. A jednak ją pamiętam.

Pamięć nie działa jak cyfrowy rejestrator dźwięku, obrazu i reszty doznań. Wspomnienia są zapamiętywane bardzo niedokładnie, powierzchownie, a co więcej, później ulegają modyfikacjom. Wspomnienia mogą być również tworzone z niczego, wdrukowywane do pamięci w taki sposób, że nie różnią się od prawdziwych. Zdarza się, że w ten sam sposób zapamiętujemy sny jako prawdziwe wydarzenia. Z punktu widzenia ewolucyjnego pamięć i tak działa nadzwyczaj precyzyjnie. Jej funkcją nie jest dokładne zapamiętywanie wydarzeń, lecz wytworzenie takiego obrazu rzeczywistości, czy też może lepiej powiedzieć – złudzenia, które zwiększy szanse na przetrwanie.

To nie dotyczy jedynie dawnych wspomnień. Kilka dni temu przy okazji krótkiego wypadu do Italii zrobiłem sobie zdjęcie z rodzaju tych gadżetomańskich: czarny T-shirt i nerka taktyczna obwieszona przesadną ilością narzepek (moral patches). Dziś przeglądałem zdjęcia z wyjazdu i z zaskoczeniem stwierdziłem, że… na zdjęciu mam na sobie nie czarny, lecz szary T-shirt. Aż sprawdziłem na Facebooku, gdzie też wrzuciłem to zdjęcie. I tam też T-shirt był szary.

Niewinnie brzmiące pytanie do kumpla: „Pamiętasz, jak tydzień temu spotkaliśmy się obok tej czerwonej furgonetki?”. Naprawdę spotkaliśmy się tydzień temu, lecz żadnej czerwonej furgonetki tam nie było. A może jednak była…? Przy odrobinie szczęścia wspomnienia naszego przyjaciela zostaną uzupełnione o obraz czerwonej furgonetki. Ten fenomen nosi nazwę supozycji, co można w skrócie przyrównać do omijania firewalla, czyli wprowadzania informacji bocznymi drzwiami, z pominięciem sprawdzania jej prawdziwości. I może nawet kumpel sam rok później przypomni nam, jak nas spotkał przy czerwonym Fiacie Ducato. „Nie, stary, tam nie było żadnego czerwonego samochodu. Sorki, ja taki eksperyment psychologiczny robiłem na tobie”. A on na to: „No co ty! Pamiętam dokładnie. Fiat Ducato z reklamą pralni chemicznej na burcie i takim białym logo z wirkiem. Kierowca był łysy i miał T-shit Iron Maiden”.

Dość niepokojąco w tym kontekście wygląda np. instytucja świadka w śledztwie i w procesie sądowym. Im bardziej świadek będzie próbował dokładnie odtworzyć wspomnienie, które ledwo kołacze mu się na dnie pamięci, tym więcej szczegółów będzie brakowało. A im bardziej śledczy będzie naciskał na to, by ów świadek jednak sobie przypomniał więcej szczegółów, tym więcej będzie konfabulacji w miejsce/u prawdy. I to nawet bez złej woli świadka. Proces odtwarzania wspomnień nie ma nic wspólnego z odtwarzaniem nagrania, to raczej rekonstrukcja z bardzo niepełnych danych, uzupełnianych na bieżąco pasującymi elementami. A jeśli dodamy do tego złą wolę śledczego, to właściwie możliwe jest „stworzenie” dowolnych, potrzebnych zeznań, w które świadek dodatkowo sam uwierzy. Odtwarzanie miesza się z zapamiętywaniem.

Kiedyś już o tym pisałem, choć nie mam pewności, czy to prawdziwe wspomnienie, czy tylko mi się wydaje, że pisałem. Cud na Bródnie gdzieś mniej więcej z połowy lat osiemdziesiątych. Między ogródkami działkowymi, nad murem cmentarnym komuś objawiła się Matka Boska. Kilka dni później kłębił się tam już tłum kilkudziesięciu, może kilkuset osób. Mechanizm propagacji takich informacji zasługuje na osobny materiał, więc na razie go pominę. Część z tych osób twierdziła, że widziała cud, a niektórzy nawet sami w to wierzyli, PAMIĘTALI, że widzieli cud na własne oczy. No i mamy klasyczny przykład Efektu Mandeli.

Ludzie wtedy nie byli tak bardzo przedsiębiorczy. Gdyby to się wydarzyło dziś, wokół natychmiast rozstawiłyby się food trucki i stragany z dewocjonaliami. Może nawet ktoś podszedłby do tematu bardziej kompleksowo i biznesowo, by całe zdarzenie przygotować i zainicjować, ale… to też temat na osobny materiał. Pomijam tu rozważania o „prawdziwości” cudu. Wystarczy chronologia. Jakkolwiek by patrzeć, cudu nie mogło widzieć tyle ludzi. Objawienie, czymkolwiek było, dotyczyło przecież jednej osoby, od której to wszystko się zaczęło.

I to nie jest żadne zaburzenie psychiczne. To są wszystko całkowicie naturalne procesy, które dotyczą niemal wszystkich ludzi. Niemal, bo są wyjątki – istnieją ludzie wyposażeni w fotograficzną pamięć, ale to naprawdę nieliczne przypadki. Ich prawdopodobnie nie da się zmanipulować, przynajmniej nie w warstwie wizualnej. Cała reszta dysponuje tak ułomną pamięcią, jak opisałem powyżej. Istnieją metody rozpoznawania własnych fałszywych wspomnień. Tyle że to jest trudne, a jak już stwierdziłem wielokrotnie, ludzie z zasady nie są zainteresowani poznaniem prawdy, lecz potwierdzeniem własnego punktu widzenia.

Istnieje też inne, pozapsychologiczne i pozaneurobiologiczne, wytłumaczenie tego fenomenu. Otóż rozbieżność między naszymi wspomnieniami a np. nagraniami z kamer miałaby być dowodem na istnienie światów równoległych oraz na to, że istnieje możliwość podróży między nimi. W skrócie: nasze niepasujące do świata wspomnienia miałby być jak najbardziej poprawne, tylko w międzyczasie nieświadomie przemieściliśmy się ze świata, w którym wszystko się zgadzało. To koncepcja mało naukowa, choć bardzo atrakcyjna dla twórców fabuł literackich i filmowych. Ja sam kilka razy użyłem tego motywu.

Fałszywe wspomnienie może również powstać w wyniku zwykłego zmyślania. Tak, jeśli ktoś bardzo się postara, może świadomie zmodyfikować własne wspomnienia. Nie jest to łatwe, ale jest możliwe. Jednak taka produkcja wspomnień przychodzi znacznie łatwiej, jeśli zajmie się tym specjalista.

Wygląda na to, że powiedzenie „Kłamstwo, powtórzone sto razy, staje się prawdą”, nie jest ani trochę pozbawione podstaw naukowych.