Większość ludzi uważa, że większość ludzi to kretyni

,

Większość ludzi uważa, że większość ludzi to kretyni. A skoro tak, to nie warto rozmawiać z nikim, kto ma poglądy inne od moich. Szybkim truchtem zmierzamy w kierunku rzeczywistości grup okopanych na stanowiskach i nie dopuszczających jakichkolwiek negocjacji.

Bańki informacyjne rozwijają się w wyniku zamknięcia się na poglądy inne od własnych. Część z różnic wynika ze statusu społecznego, miejsca zamieszkania, możliwości rozwoju, perspektyw życiowych, etc. Część to efekt innego tempa życia i chęci chłonięcia nowych idei. Powodów jest wiele. Wraz z wiekiem tempo przyzwolenia na zmiany zwykle spada, co jest naturalne. Społeczeństwa zachodnie nauczyły się korzystać z tej różnorodności. Bo, z dużym uproszczeniem mówiąc, są np. młodzi gniewni, którzy chcą radykalnych zmian, ale są też starsi konserwatyści, doświadczeni życiem, sceptycznie nastawieni do eksperymentów społecznych. I w jakiś sposób różne poglądy, różne podejścia owocują konsensusem, który dla nikogo nie jest idealny, ale przynajmniej akceptowalny.

Do tego jednak potrzebne jest poczucie wspólnoty i umiejętność spojrzenia na coś więcej niż określany wąskim horyzontem interes własny lub interes ludzi z własnej bańki. O tym, jak destrukcyjne społecznie jest zjawisko wzmacniania baniek, napisano już tyle, że nie ma sensu powtarzać. Tym bardziej że mało kto wyciąga z tego praktyczne wnioski wobec samego siebie.

Mamy więc sytuację, gdzie różne opcje polityczne nie chcą ze sobą rozmawiać, pragnąc jedynie, żeby ich wizja świata wygrała. I to wygrała bezwarunkowo, wbrew wszystkim innym i bez brania innego zdania pod uwagę. Tak się oczywiście nie da, bo nie można stworzyć dla każdej grupy i podgrupy osobnego prawa. Prawo musi być wspólne.

Cóż więc zrobić w sytuacji, gdy mamy np. trzy grupy prezentujące trzy różne, wzajemnie się wykluczające rozwiązania konkretnej sprawy? Trzeba usiąść do stołu i wypracować zgniły kompromis. Ale co, jeśli nikt nie chce ustąpić, bo moja racja jest najmojsza? Nie jest to pierwsza taka sytuacja w historii. Przykładów jest wiele, wiemy więc, jaki zwykle jest ciąg dalszy. A jest on taki, że na pewnym etapie eskalacji wszystkie strony konfliktu żałują, że go rozpoczęły. Niestety żałują, gdy już jest za późno.

Czy da się to jakość inaczej rozwiązać? Da się, tworząc podwójne standardy: jedne dla swoich, inne dla całej reszty. Najefektywniej czynią to reżimy totalitarne.

Czy da się to jakoś inaczej rozwiązać w warunkach demokracji? Nie da się.

Pisałem kilka razy o filtrowaniu i modyfikowaniu rzeczywistości (AR) lub wręcz tworzeniu sobie własnej (VR) tak, by odseparować się do tego, co niekomfortowe. Odpowiednio zaawansowane rozwiązania pozwolą nam nawet uwierzyć, że wszyscy inni ludzie na całej planecie mają dokładnie takie same jak my poglądy na każdy temat. Ta piękna utopia rozwiązałaby problem baniek informacyjnych, po prostu je od siebie izolując. Na przeszkodzie stoi jednak pewna drobnostka – od opracowania w pełni funkcjonalnych interfejsów BMI (brain-machine interface lub inaczej BCI – brain-computer interface) dzielą nas prawdopodobnie całe dekady.

Zjawisko baniek informacyjnych nie powstało wraz z internetem, towarzyszy nam od bardzo dawna, od pierwszych złożonych społeczności. Państwa totalitarne początku XX. wieku są tu dobrym przykładem, bo doskonale udokumentowanym. Propaganda na spółkę z cenzurą służyły przecież tworzeniu analogowych baniek informacyjnych dla setek milionów ludzi. Nowa jest więc tylko nazwa, no i nowe są narzędzia do ich tworzenia. Algorytmy wyszukiwarek i dużych serwisów internetowych robią to o wiele lepiej.

Trudno doszukiwać się tutaj „złych” intencji, to działanie typowo merkantylne. Personalizacja wyników wyszukiwania i selekcja wyświetlanych treści jest bardzo przydatna, kiedy szukamy kawiarni czy warsztatu samochodowego. Każdy wybierze taką metodę wyszukiwania, która będzie brała pod uwagę jego markę samochodu i miejsce zamieszkania. Gorzej to zaczyna wyglądać, gdy chodzi o treści o charakterze światopoglądowym. Mechanizm jest identyczny, efekty – już nie.

Możliwość stosowania mediów społecznościowych do manipulowania milionami ludzi w celu uzyskania konkretnych efektów politycznych została udowodniona. Ciekawszym jednak przypadkiem jest, gdy tego rodzaju działania nie są prowadzone przez ludzi. Algorytm, być może już AI, serwisu społecznościowego tak dobiera treści i wyświetla je nam z ogromnego nadmiaru, byśmy spędzali na tym serwisie jak najwięcej czasu, klikali w reklamy i wykonywali inne pożądane przez niego czynności. Powstawanie baniek informacyjnych jest tu efektem ubocznym, choć ma ogromny wpływ na wygląd dzisiejszego świata.

Wyciszanie, marginalizowanie jednych poglądów, a promowanie innych jest jak najbardziej wykonalne i to dyskretnie, poprzez zwykłą zmianę zasięgów. Każdy chętny może promować swoje wpisy, płacąc za to. Audyt skuteczności takiego procesu jest bardzo trudny, bo mechanizmy są niezwykle skomplikowane i z oczywistych powodów niejawne, lub nawet niemożliwe do ujawnienia, zrozumienia.

AI już teraz pośrednio wpływa na kształtowanie naszych poglądów na wielką skalę. Czemu nie miałaby tego robić nieco bardziej bezpośrednio, skoro ma jasno zaznaczony cel – zwiększać popularność serwisu? Czemu nie miałaby sama z siebie „nieświadomie”, ale jednak skutecznie, wpływać na postawy polityczne użytkowników? Tak jak my wpływamy na skład genetyczny pszenicy, żeby nam lepiej smakowała.

Można próbować wychodzić z takiej bańki, są nawet poradniki jak to zrobić. Nieliczni się pewnie zdecydują. Na początek można odwiedzać po równo serwisy informacyjne z różnych stron sporu albo czasopisma, jeśli ktoś woli papier. Potem użyć do tego samego wyszukiwania innej wyszukiwarki. Jeżeli ktoś na co dzień używa google.com, może spróbować np. bing.com. Oczywiście ta nowa wyszukiwarka też od razu zacznie się uczyć. Dalsze możliwe kroki to użycie innej przeglądarki, wyłączenie cookies, przełączenie na tryb incognito, zainstalowanie VPN-a, etc. W pewnym momencie dojdziemy jednak do wniosku, że używanie internetu w taki sposób jest bardzo niewygodne.

Nawet jeżeli wszystkich algorytmów nie można nazwać w pełni tego słowa sztuczną inteligencją, to pewne jest, że żaden człowiek… a nawet armia ludzi nie zdoła wykonać tej pracy. Żadna firma nie może sobie pozwolić na rezygnację z zaawansowanych i wyposażonych w dużą autonomię systemów informatycznych. Bez tego cała infrastruktura logistyczna i marketingowa przestanie działać.

Jeżeli ktoś chciał dowodu na to, że maszyny przejmują władzę nad ludźmi, to proszę, oto on. Macie go przed sobą w tym momencie. I nie chodzi o te literki.

2 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz