Vans Rudiger

publikacja Science Fiction 35 (2/2004)

(fragment)

Science Fiction 35 (2/2004) - okładkaWyczepił lunetę z uchwytu karabinka. Nawet nie widział, że potrafi to zrobić. Ręce same sprawnie wykonały zadanie i prawdopodobnie, gdyby skupił się na tej czynności – nie powiodłaby się. Usiadł pod nadbudówką i przyłożył lunetę do oka. Widział tłum ludzi pozostawiający dosyć szerokie przejście od ulicy do budynku. Co kilka chwil podjeżdżała limuzyna i wysiadała z niej osoba lub para witana błyskami fleszy. Jakaś premiera filmowa, może wielkie przyjęcie charytatywne?
Kogo miał zabić?
Siedział oparty plecami o ścianę i obracał w dłoniach karabinek i lunetę. Z zamyślenia wyrwało go metaliczne kliknięcie. Spojrzał w dół, na swoje dłonie. Trzymał w nich karabinek z przypiętą lunetą.
Jakiś niezrozumiały impuls kazał mu się położyć i znów wycelować karabin w tamtą plamę światła dwieście metrów dalej. Próbował sobie wytłumaczyć, że chce się tylko przyjrzeć dokładniej ludziom, ale wiedział, że coś zdecydowanie jest nie tak. Tracił kontrolę.
Kolejny samochód zatrzymaÅ‚ siÄ™ przed tÅ‚umem. Drzwi otworzyÅ‚y siÄ™. WysiadÅ‚ czterdziestoletni mężczyzna. PoznaÅ‚ go. ZalaÅ‚a go fala nienawiÅ›ci. Morderca! Zemsta…
Zastanów się, myślał. To Absurd! A jednak pamiętał jego twarz. Tak, pamiętał go.
Pamięta tego mężczyznę.
Jakaś potężna siła próbuje zgiąć jego palec wskazujący. Chce odwrócić lufę w jakąkolwiek stronę, ale wie, że w zatłoczonym mieście i tak może kogoś trafić. Zresztą nie jest w stanie odwrócić lufy. Uwalnia jedną rękę i uderza nią o mur, aż czuje ból zdartej skóry. Ręka sama wraca na swoje miejsce. Krew kapie gęstymi kroplami.
Mężczyzna wolno idzie pozdrawiając kogoś uniesioną dłonią. Błyski fleszy. Kto to jest?
Strzał i od razu repeta. Pada jakaś kobieta metr za celem. Jeszcze nikt nie wie, co się stało. Poprawka na wiatr i strzał. Repeta. Szyja mężczyzny eksploduje czerwienią. Koniec. Podrywa się. Karabin ląduje w worku. Drzwi, schody umykają pod nogami. Następne drzwi. Świeże powietrze. Skręt za róg i równomierny tupot własnych butów.

Uderzenie w twarz zwaliło go na podłogę. Piąty, może szósty raz w ciągu ostatnich piętnastu minut. Może było to pół godziny, może godzina. Gdy człowiek się boi czas płynie zupełnie inaczej. Ktoś po raz piąty, albo szósty podniósł go z podłogi i posadził na krześle. Poza jaskrawym światłem lampy czyjeś ręce uniosły strzykawkę i wypuściły w powietrze kontrolny strumień nieznanej cieczy.
– Będę mówił! Zadajcie pytania!
Cisza i ukłucie w ramię. Będzie mówił gdy tylko padną pytania. Postanowił to już po pierwszym uderzeniu w twarz, ale pytania nie padały.
Kąty proste przestały istnieć, a światło dochodziło z końca długiego tunelu. Rozpłynął się w półświadomości w wilgotnej piwnicy wciąż czekając na pierwsze pytanie.


Udostepnij
Glodne Slonce

Leave a Reply

Przed wyslaniem komentarza na wszelki wypadek skopiuj jego tresc do clipboardu (CTRL+A CTRL+C). Jesli cos sie rypsnie i komentarz pojdzie w kosmos, bedziesz mogl sprobowac ponownie (CTRL+V).