Po co Egipcjanom były piramidy? Czy chodziło o zwykłą pychę arystokratów, o starożytnego „misia na miarę naszych możliwości”? No raczej nie. Ówcześni Egipcjanie nie tylko wierzyli w życie po śmierci, ale też wydawało im się ono nie mniej ważne od tego… hm, prawdziwego. Była to sprawa na tyle ważna, że piramidy, czyli groby najbardziej znanych dziś faraonów, były bardziej okazałe od ich pałaców. No i o całe rzędy wielkości droższe.

Zbudowanie piramid z kompleksu w Gizie z pewnością nie należało do łatwych. To było ogromne obciążenie dla budżetu państwa, dla całej gospodarki, a może i dla cierpliwości obywateli… czy raczej poddanych. To groziło równiez buntem społecznym. Po co więc się tak męczono?

Pisałem jakiś czas temu, nie ja jedyny zresztą, o nasilającym się zjawisku odchodzenia od nauki, czy szerzej – od rozumu, na rzecz mniej wymagających intelektualnie i łatwiejszych w „stosowaniu” emocji. Za przykład służył program kosmiczny SpaceX i wielka wizja Elona Muska (oraz wizje jemu podobnych), a z drugiej strony krytykujące go celebrytki. Twierdzą one, że to efekt wybujałego ego i chłopięcych marzeń o kolonializmie; że lepiej przeznaczyć te środki na rozwiązywanie doraźnych problemów na Ziemi, na przykład na poprawę losu najuboższych. Zwolenników przejadania pieniędzy, zamiast inwestowania ich w rozwój, nigdy nie brakowało, nie brakuje i nie będzie brakować. Szczególnie jeśli chodzi o cudze pieniądze. Nie chcę tu po raz setny wyjaśniać, jak bardzo technologie kosmiczne poprawiły życie właśnie tych najuboższych. Ciekawsze jest co innego.

Może się wydać zaskakujące, jak wiele wynalazków pojawiło się przy okazji szukania czegoś zupełnie innego, w wyniku przypadku, niedbałości, lub nawet – jak byśmy to dziś określili – zajmowania się pierdołami. Tak otrzymaliśmy przydatne na co dzień w każdym biurze karteczki post-it, przydatne nieco rzadziej antybiotyki i absolutnie niezbędne do życia piwo. A skoro ta antymetoda działa, to czemu nie zacząć jej stosować świadomie? Czyli zróbmy coś dziwnego i zobaczmy, co się stanie! Homer Burton Adkins, zmarły w połowie XX wieku amerykański chemik, stwierdził kiedyś: „Badania podstawowe są jak wystrzelenie strzały w powietrze i namalowanie celu tam, gdzie spadnie”.

No dobra, co z tymi piramidami? Spokojnie, zaraz do tego dojdę. Prawdopodobnie wielu historiom, tym zakończonym sukcesem, dopisywane są potem legendy lub choćby anegdotki, jak ta z Newtonem i jabłkiem, czy Archimedesem i wanną. Jednak nie ma wątpliwości, że wiele, a być może nawet większość przełomowych wynalazków nie została dokonana w wyniku żmudnego procesu poprawiania losu najuboższych. Gdyby tak było, to wciąż byśmy udoskonalali konstrukcję szydła z żebra mamuta, zamiast projektować kosmiczną hydroponikę. Czasem ktoś musi zrobić coś, co jest zupełnie poza zasięgiem intelektualnym 99% populacji, żeby kolejnemu pokoleniu jakość życia wskoczyła na wyższy poziom.

Ale co z piramidami? Cierpliwości. Nie jest dziwne, że w krajach wyżej rozwiniętych powstaje więcej przełomowych odkryć, co sprawia, że kraje te stają się jeszcze bardziej rozwinięte. Jeśli praca jest bardziej wydajna, a zarobki wyższe, ludzie mają więcej czasu, by zamiast zarabiać na jedzenie i kawalerkę, mogli zajmować się sprawami mniej przyziemnymi. Znakomita większość nadmiar czasu zużywa na przerzucanie kanałów w TV, scrollowaniu portalów dla debili, albo snucie się po knajpach, ale pewien odsetek kombinuje, prowadzi badania i w dodatku potrafi ich efekty wdrożyć do produkcji. Czy Polska jest krajem wysokorozwiniętym? Niech losy polskich technologii produkcji grafenu posłużą za odpowiedź.

Dobra, już wyjaśniam, o co chodzi z piramidami. Być może kolejni wielcy faraonowie byli zapatrzonymi w siebie narcyzami z ego większym od piramid i Muska razem wziętych. Być może mieli los poddanych głęboko w swoich arystokratycznych zadkach. Może tak było. Może nakazali swoim poddanym ułożyć kamienie w ten sposób, by ktoś wspominał ich imiona jeszcze kilka tysięcy lat później. Pewnie tak, i to akurat im się udało. A całkiem przy okazji udało się coś jeszcze.

Realizacja tak ambitnych projektów wymagała rozbudowy biurokracji, w pozytywnym znaczeniu tego słowa, nadzorującej logistykę obliczoną na dziesięciolecia. Pojawił się też złożony system naliczania i pobierania podatków na finansowane całej zabawy. Przy okazji rozwinęła się technologia wydobywcza, transportowa i budowlana, powstała infrastruktura (np. porty rzeczne, kanały), oraz technologie i umiejętności pokrewne. Rozwinęła się matematyka, geometria, medycyna oraz sztuka. No i warzelnictwo, nie zapominajmy o warzelnictwie, bo nie każdy w równym stopniu lubi sztukę. Średnia długość życia, wliczając w to nawet wiek ofiar, pochłoniętych przez budowy, znacznie przewyższała tę w średniowiecznej Europie, tysiące lat później.

Czasy budowy piramid oznaczały wzrost jakości państwa, przyspieszenie postępu naukowego i rozkwit sztuk. To wszystko przydawało się przy wznoszeniu piramid, a potem, całkiem przy okazji, spowodowało wzrost potęgi Egiptu jako serca cywilizacji, z której dorobku czerpiemy do dziś i my. A wszystko przez wybujałą ambicję i marzenia kogoś, kto miał wielką wizję.