Miasto ponad i pod
Oto fragment mojego opowiadania, które znalazło się w antologii „Herosi” wydanej przez Powergraph. To dosyć nietypowe opowiadanie, bo celowo stylizowane na klimaty conanowskie Roberta E. Howarda.
Niebo gasło z wolna. Ze wschodu nadciągała fala granatowej ciemności i szybko robiło się chłodno. Wyludnionymi ulicami, wśród czarnych ruin, pół metra nad ziemią płynął ciężko kanciasty gravmobil. Miał wygaszone światła pozycyjne i gotowe do strzału działka burtowe. Nie było jednak chętnego do ataku. Być może nie było nikogo.
Pancerz pojazdu pokrywała gruba warstwa kurzu. Zbieranego przez setki kilometrów brudu nikt nie próbował ścierać nawet z szyb, nawet po to, żeby zabić nudę monotonnej podróży. Podczas długiej drogi otoczenie zmieniało się wolno, niezauważalnie. Zmiany były płynne, każdego dnia mijany krajobraz różnił się odrobinę od wczorajszego. Kierującego pojazdem mężczyzny nie obchodziło to. Zazwyczaj nie obchodziło go nic ponad minimum niezbędne do przeżycia. I do rozrywki. Rozrywka pomagała w przeżyciu, więc wychodziło na jedno - taką przynajmniej miał teorię. Istotne zmiany dotyczyły tylko stanu prawnego danego rejonu.
Teraz był to Bermongate. A w Bermongate nie wolno było sprzedawać, posiadać, hodować, prawie że mówić nie było wolno o narkotyku zwanym anielskie skrzydło. Za posiadanie jednego grama trafiało się do miejsca, o którym lepiej nie wspominać, i na czas, którego lepiej nie liczyć.
W ładowni były dwie tony.
Podróżnik zjechał z głównej ulicy lub raczej z czegoś, co główną ulicą było kilkaset lat wcześniej. Mimo, że był już blisko celu, nie chciał podróżować nocą. Chwilę kluczył mrocznymi uliczkami, omijając wrośnięte w podłoże wraki i resztki drzew, których mieszkańcy nie ścięli jeszcze na opał. Kilka przecznic kompletnie opuszczonych domów, czasem tylko jakiś cień przemykał na tle wybebeszonych budynków. Umarłe miasto.
Trzy kilometry dalej wróciło życie. Nieśmiało świeciło kilka neonów. Napotkani ludzie przyglądali się podejrzliwie brudnej maszynie i strachliwie wycofywali w cień bram.
Jeśli wierzyć wymalowanemu na elewacji białemu prostokątowi, hotel zajmował cztery kondygnacje ponad stupiętrowego budynku. Ponad hotelem ziały czernią otwory strefy niczyjej, a czterdzieści pięter wyżej, bijącym z eleganckich okien światłem, zaczynało się królestwo możnych.
Gravmobil usiadł miękko na betonowym podjeździe hotelowego parkingu obok kilkakrotnie cięższych transporterów. Właz z sykiem otworzył się i wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna sprawnie wyskoczył na ziemię. Rozejrzał się i sprężystym krokiem ruszył do wejścia.
Recepcja była kwintesencją obskurności, ale na gościu nie zrobiło to żadnego wrażenia. Kładł się spać w miejscach, w jakich inni nie potrafili się obudzić. Recepcjonista, pasujący do scenografii jak pies do budy, wytoczył z zaplecza swoje starcze ciało i spojrzał na przybysza szparkami oczu w obwisłej twarzy wyciągniętej na powierzchnię ryby głębinowej.
– Osiem godzin – rzucił zachrypniętym głosem olbrzym.
Starzec palcem wskazał szczelinę terminala.
Na potrzeby tej podróży mężczyzna posługiwał się kluczem wystawionym na nazwisko handlarza oliwy z południowej Camitii. Handlarz od kliku dni stanowił część fundamentu pewnego budynku. Nowy właściciel klucza nazywał się Aghenor i nie pamiętał już ani budynku, ani poprzedniego właściciela. Zbędne informacje są zbędne.
Wsunął złącze klucza w szczelinę. Sto pięćdziesiąt jednostek w oka mgnieniu przepłynęło do sejfu gdzieś w podziemiach hotelu, a kopia do server lokalnego oddziału Banku Wymiany. Mimo postępującego upadku Miasta system wciąż działał.
– Chcesz dziewczynę? – rzucił bynajmniej nie zachęcającym tonem recepcjonista.
– Przekonałeś mnie.
Klucz ponownie powędrował do czytnika.
– Dwa razy więcej niż za pokój – zauważył Aghenor.
– Pokój dwa razy wolniej się starzeje.
Udostepnij
October 6th, 2012 at 1:42
Całkiem niezłe, ma pan tego więcej? ;)
October 6th, 2012 at 1:47
Czasem to naprawdę odpadam przy takich pytaniach. No tak, mam tego więcej - w antologii jest całe opowiadanie.
October 6th, 2012 at 9:22
Nie a jak mroczna opowieść o świcie i pomyśleć, że parę minut wcześniej położyłam się spać
October 6th, 2012 at 13:10
Wywalona w kosmos okładka
October 6th, 2012 at 15:10
W tej antologii są same opowiadania s-f?
October 6th, 2012 at 16:00
Trochę SF, trochę heroic fantasy.
October 6th, 2012 at 16:12
super :)
October 6th, 2012 at 16:48
Chodziło mi o to czy ma pan więcej tego typu opowiadań, nie o to konkretne.
October 7th, 2012 at 3:58
Aha. Nie, to jedno machnąłem w takim klimacie. Miało być maksymalnie conanowskie. Generalnie wolę światy i bohaterów bardziej „uzasadnionych”.