Coś, czego nigdy nie pamiętamy
publikacja Science Fiction 41 (sierpień 2004)
(fragment)
Latarnik siedział na ławeczce przed małym domkiem z czerwonej cegły. Miał na głowie wypłowiały filcowy kapelusz. W zębach trzymał wygasłą fajkę.
Andrzej przywitał się i pokazał zdjęcia.
– Nie było tutaj kobiety z czteroletnim chłopcem?– zapytał.
– Przy parkingu jest duża tablica z godzinami zwiedzania. Rzadko kto przychodzi kiedy indziej.
– A gdybym teraz chciał wejść na górę?
– Na górę można wejść tylko w poniedziałek, środę i piątek. Między dziesiątą a piętnastą.
– Dziesięć złotych.
– Niech pan zaczeka. Pójdę po klucz.
Krętymi metalowymi schodami wspięli się na pomost znajdujący się nieco poniżej szklanych osłon reflektora.
Na pełnym morzu, pozornie nieruchomo, stały trzy kontenerowce. Bliżej widać było biały domek wystający zza linii wydm a dalej drgające w ciepłym powietrzu światła miasteczka. Wspinaczka nic nie dała. Las wyglądał jak zielony dywan. Pod spodem mógł kryć cokolwiek.
Andrzej spojrzał w dół doznając lekkiego zawrotu głowy. Warujący przed wejściem Bufon wyglądał jak świnka morska.
– Myślę, że niedługo znajdzie pan odpowiedzi na wszystkie swoje pytania – odezwał się Latarnik.
– Pan coś wie? – Andrzej zrobił krok w jego stronę.
Staruszek nie cofnął się, ale jakby bardziej zgarbił.
– To tylko przeczucie. Nic panu nie da.
– Pozwoli pan, że sam to ocenię?
Latarnik pokręcił głową.
– Ja tego nie potrafię wyjaśnić.
– Czy to ma związek z moją rodziną?
– Nie wiem. Może taki sam, jak ze mną, z panem i ze wszystkimi ludźmi.
– Coś pan taki tajemniczy?
Tamten wzruszył ramionami.
– Ja to sobie muszę najpierw poukładać w głowie.
– Ile czasu to panu zajmie?
– Hm. Napije się pan herbaty?
– A ma pan może piwo?
– Nie pijam, ale sprawdzę w lodówce.
Zeszli na dół. Pies przywitał właściciela, jakby rozłąka trwała tydzień. Latarnik zaparzył herbatę, przyniósł małą beczułkowatą butelkę piwa bez etykiety i usiadł obok Andrzeja na ławeczce.
– Mało wysiłku pan wkłada w ich odnalezienie – powiedział.
– Å»ona mówi mi, że maÅ‚o wysiÅ‚ku wkÅ‚adam we wszystko… I tak nie mam pomysÅ‚u, gdzie jeszcze ich szukać.
Latarnik pokiwał głową, siorbnął stygnącej herbaty i powiedział:
– SiedzÄ™ tu sam caÅ‚ymi dniami i mam czas na przemyÅ›lenia. ParÄ™ rzeczy mi siÄ™ nie zgadza. Detale… nie sÄ… takie jak być powinny.
– Detale?
– Detale… – zamyÅ›liÅ‚ siÄ™ na dÅ‚uższÄ… chwilÄ™ po czym podjÄ…Å‚ myÅ›l. – Reflektor z caÅ‚ym mechanizmem jest ciężki jak cholera. Obraca siÄ™ na sporym pierÅ›cieniu z Å‚ożyskiem kulkowym. MuszÄ™ to sprawdzać raz w miesiÄ…cu, smarować. Wczoraj zobaczyÅ‚em, że zamiast pierÅ›cienia caÅ‚ość trzyma siÄ™ na prÄ™cie wetkniÄ™tym w dziurÄ™ w podstawie. Wie pan, jakby ktoÅ› ukradÅ‚ ten pierÅ›cieÅ„ i podparÅ‚ to prÄ™tem.
– Na złom sprzedali.
– Dwa dni roboty, żeby to wyciągnąć, a sam pierścień waży może z dziesięć kilo. Ale najdziwniejsze jest to, że to nadal działa.– Wskazał palcem do góry. Na tle ciemniejącego nieba reflektor obracał się bezszelestnie.
– PójdÄ™ już… Może wrócili. DziÄ™ki za piwo.
– Niech pan zwraca uwagę na detale. One znikają najpierw.
– Żona i dziecko to nie detale.
Udostepnij
June 20th, 2007 at 19:06
free porn video…
great post…
February 20th, 2008 at 13:44
śśśwwwiiieeetttnnneee!!!
May 18th, 2008 at 8:19
good